Długo
przekonywałam samą siebie, że jestem na tyle pewną siebie i niezależną kobietą,
że samotny wypad do pubu absolutnie nie czynił mnie desperatką, wręcz
przeciwnie. Nie potrzebowałam mężczyzny, by dobrze się bawić. Nie zabiera się
drzewa do lasu, no nie? Poprawiłam koszulkę z niepokojąco dużym dekoltem i
wciągnęłam brzuch. To miał być mój wieczór. Tak naprawdę do tego wszystkiego
namówił mnie mój internetowy przyjaciel – Rutger, aczkolwiek nie mam
stuprocentowej pewności, że właśnie to miał na myśli. Mówimy tu o mojej
wątpliwej zdolności porozumiewania się w języku niemieckim. Równie dobrze mógł
mnie ostrzegać przed tym, że skończę jako stara panna, zapijająca swoje żale w
pubie. W samotności. Im dłużej się nad tym zastanawiałam, tym bardziej byłam
pewna, że dokładnie to próbował mi przekazać. Chciałam się wycofać, ale było
już zdecydowanie za późno. Jeden shot na dodanie śmiałości i drugi w razie
gdyby ten pierwszy nie wystarczył.
Czułam się
cholernie niezręcznie, więc na dobrych dziesięć minut zabarykadowałam się w
łazience. Mięli tam najgorsze oświetlenie na świecie. Już pominę fakt, że
lustro znajdowało się tuż nad toaletą, bo nie to było najgorsze. Zawsze
wiedziałam, że najkorzystniej wyglądam w całkowitych ciemnościach, no ale to
oczojebne światło sprawiło, że każdy, nawet najmniejszy mankament mojej twarzy
stawał się boleśnie uwidoczniony. Do tej pory nie zdawałam sobie sprawy z tego,
że pod moimi oczami widniało coś na kształt prekursora pierwszych zmarszczek.
Nie miałam też pojęcia o tych kilku bliznach po trądziku. Coś strasznego. Obraz
nędzy i rozpaczy. Zaczęłam się poważnie zastanawiać, czy na co dzień wyglądałam
aż tak tragicznie. Pewnie tak, ale aż do końca mojej marnej egzystencji będę
przekonywać samą siebie, że to kwestia felernych żarówek. Żarówki totalnie
zrujnowały mi samoocenę. Przypudrowałam nosek, poprawiłam włosy, próbowałam
eksperymentować z korektorem, nałożyłam na usta krwiście czerwoną szminkę i
pewnie nadal bezskutecznie próbowałabym dokonać cudu, gdyby ktoś nie zaczął tak
głośno dobijać się do ubikacji. Jakiś kretyn pewnie chciał się oddać publicznej
defekacji, akurat kiedy ważyły się losy mojej pewności siebie, która naturalnie
gdzieś się ulotniła, ale nie mogłam pozwolić na to, żeby jedno jedyne lustro,
które pokazało coś czego żadne inne do tej pory nie ośmieliło się pokazać,
zadecydowało o powodzeniu mojej misji. Dałam sobie słowo. Łatwo łamię tego typu
obietnice, ale tym razem miało być inaczej.
Na
szczęście w samym barze było dosyć ciemno. Na pewno nie było widać nawet moich
piegów. Zresztą te na jesień i tak robią się mniej wyraźne.
I
wtedy go zobaczyłam. Wysoki i piękny. 10/10 would bang. Nie mogłam jednak wyjść
na desperatkę, która podrywa facetów w pubie, zwłaszcza, że był tam z kumplami,
musiałam więc zarzucić przynętę. Maksymalnie naciągnęłam bluzkę, żeby jeszcze
bardziej wyeksponować dekolt. Wzięłam kilka głębokich wdechów i stanęłam obok
jednego z jego kumpli.
Zerkałam
na niego ukradkiem, sącząc drinka. Wiedziałam, że nie zostało mi dużo czasu, bo
miałam strasznie słaby łeb. Obiekt mojego zainteresowania miał obłędną linię
szczęki, serio, w życiu nie widziałam tak silnie zarysowanego, trójkątnego, cholernie
męskiego kształt twarzy, którą dodatkowo zdobił kilkudniowy zarost. Był
szatynem, więc spełniał podstawowe kryterium. Miał nieco dłuższe włosy,
zaczesane na prawą stronę i w lekkim nieładzie. Dokładnie takie jak lubię. Nie
miał monobrwi i w ogóle jego brwi nie były specjalnie krzaczaste. Kolejny plus.
Dobra, był totalnie spoza mojej ligi, nawet jeśli wmawiałam sobie co innego.
Skoro dotarło już do mnie, że w życiu nie przyprowadzę do domu czegoś takiego,
postanowiłam, że przynajmniej uwiecznię jego piękną facjatę na zdjęciu.
Mogłabym się nią pochwalić Rutgerowi, mojej siostrze, sąsiadowi i Bóg jeden wie
komu jeszcze. Pech chciał, że akurat kiedy ustawiałam zooma, zorientowałam się,
że koleś patrzył prosto na mnie. Próbowałam ukryć dowód zbrodni, ale był za
blisko, żeby mogło mi to ujść płazem.
-
Czy ty właśnie zrobiłaś mi zdjęcie?
-
Nie – pokręciłam przecząco głową, patrząc na niego jak na idiotę.
Nieprzyzwoicie pięknego idiotę, którego głos dosłownie ociekał seksapilem. Nie
tylko głos zresztą.
-
Pokaż telefon.
-
Nie mogę złapać zasięgu – wybąkałam, wymachując komórką na różnych
wysokościach, żeby uwiarygodnić nieco moją wersję wydarzeń. Marny ze mnie
paparazzo.
-
No pokaż!
-
Ups – pisnęłam, z premedytacją wciskając czerwoną słuchawkę. – Rozładował się.
Pożyczysz mi swoją komórkę? Zadzwonię do ojca, to znaczy po taksówkę.
-
Już wychodzisz? – zmarszczył brwi, przeczesując włosy palcami. – Może czegoś
się napijesz? Piwa z sokiem? Wódki żurawinowej?
-
Wow, no naprawdę. No to pojechałeś po stereotypach.
-
Zawsze możesz się jeszcze skompromitować, dotrzymując nam towarzystwa –
wyszczerzył się arogancko, gestem ręki zachęcając, bym przysiadła się do jego
znajomych, po czym zamówił następną kolejkę. Jeśli chodzi o tego typu wyzwania,
to zawsze się ich podejmuję, choć jeszcze nigdy nie wyszłam na tym dobrze.
Dostawiał się do mnie któryś z jego kolegów. Ogólnie usiadł bardzo blisko i
wpatrywał się we mnie jak w obrazek. Dosyć trudno było to ignorować, ale byłam
twarda. Musiałam zachowywać pozory trzeźwości.
Przedstawili
mi się. To znaczy on mi wszystkich przedstawił, ale zdołałam zapamiętać tylko
imię, które padło jako pierwsze. Conor. Seksowna bestia miała na imię Conor.
-
Dziwne – mruknął nagle, uważnie mi się przyglądając. – Nie wyglądasz na
stalkera, Emmo.
-
Nie jestem żadnym stalkerem, nie schlebiaj sobie – odparłam oburzona, krzyżując
ręce na piersi. Miałam się zachowywać jak wyzwolona kobieta, nie jak
psychopata, cykający ludziom zdjęcia z zaskoczenia. Obcym ludziom, co warto
podkreślić. – Pożyczysz mi ten telefon?
-
Pod warunkiem, że zapiszesz swój numer – wyciągnął komórkę z kieszeni i
postawił ją na stoliku, ale kiedy chciałam po nią sięgnąć, stanowczo ją
przytrzymał.
-
Jaaaaaaaaaaaasne – przytaknęłam. Wpisałam losowy ciąg cyfr i zapisałam go w
kontaktach jako „stalker”. Nie wiedziałam, że chłopak się wycwani. Odebrał mi
swą własność i próbował się dodzwonić do ów stalkera. Odebrała jakaś starsza
pani.
-
Nie jestem aż tak głupi. Grasz niedostępną?
-
No przestań. Jestem przerażająco łatwa.
Teatralnie
przewróciłam oczami, ale w końcu dałam mu swój numer. Totalnie wszystko
zrujnował. To miała być jednonocna przygoda, a teraz nie dość, że mógł się ze
mną skontaktować w każdej chwili, to co gorsza nawet nie zanosiło się na żaden
seks.
Po
pierwszej kolejce dałam mu swój numer. Po drugiej sprawdzałam jego kolor oczu,
każąc mu się ustawić w odpowiednim świetle. Były porażająco zielone. Całkowicie
i niezaprzeczalnie dotykałam jego mordki, próbując go odpowiednio ustawić. Taki
rodzaj kontaktu na linii moja ręka – jego ciało musiał mi w zupełności
wystarczyć. Po trzeciej zrobiło mi się
dziwnie gorąco, a po czwartej zaczęłam rzucać jakieś dziwne aluzje. Nie
pamiętam drogi do łazienki, a z tego co się tam działo kojarzę tylko jakieś
urywki. Opierałam jedną ze ścian i po przyciągnięciu go do siebie, pozwoliłam,
żeby wpił się w moje usta. To było takie proste. Wystarczył dekolt i czerwona
szminka. Marnowałam się na tych studiach. Miałam potencjał do zostania zawodową
zdzirą. Wszystko było w najlepszym porządku, to znaczy on obejmował mnie na
wysokości bioder, całował bardzo przyzwoicie i podejrzanie zachłannie, ja
badałam jego muskulaturę przez tę jego białą, przylegającą koszulkę, ale wtedy
wszystko zepsułam, zerkając w prawą stronę.
-
To cholerne lustro mnie prześladuje – jęknęłam gdzieś w przerwie pomiędzy
kolejnymi pocałunkami. Kilkakrotnie próbowaliśmy zmienić swoją lokację, aż w
końcu nastąpił ogromny huk. Nie wiem czego próbowaliśmy dokonać akurat w tym
momencie, w każdym razie rozwaliliśmy podpórkę dla niepełnosprawnych. Oboje
uznaliśmy, że najlepiej będzie, jeśli w tym momencie opuścimy to miejsce.
Przenieśliśmy
się do niego. Całe szczęście mieszkał niedaleko, bo w tak niewygodnych
szpilkach i tak ledwo dokuśtykałam się do celu. Okazało się, że razem z
kumplami wynajmował mieszkanie. No, lepiej nie mogłam trafić. Spotkanie
potencjalnych teściów o poranków mogłoby całkiem zrujnować całą koncepcję.
-
Wiek?
-
22. Ty?
` -
20. Choroby weneryczne?
-
Nie.
-
Zastraszająco duża ilość partnerek seksualnych?
-
Nie.
-
Dobrze. Jeden warunek. Żadnego przytulania.
Zdjęłam
swoją bluzkę, a później w pośpiechu pozbyłam się górnej części jego odzienia.
Odpaliłam telefon i zrobiłam nam zdjęcie. Takie dosyć odważne zdjęcie. Miałam
nadzieję, że i tego nie zauważy.
-
Co do… co ty masz z tym robieniem zdjęć? Chcesz uwiecznić swoje ofiary zanim
poćwiartujesz je tasakiem? Pamiętaj, że mam sporo świadków. Pół pubu widziało,
jak z tobą wychodzę.
Nie
brzmiał zbyt wiarygodnie, umazany czerwoną szminką.
-
Wolisz, żebym nas nagrała?
-
Ty tak serio? To nagle twój telefon nie jest już rozładowany?
-
Słuchaj, potrzebuję dowodu swojej niewierności.
-
W dodatku masz chłopaka! Skąd wiedziałaś, że zajęty stalker idealnie wpasuje
się w mój typ kobiety?
-
Oj, nie przesadzaj. Nie wyglądasz mi na wrażliwca. Poza tym to dużo bardziej
skomplikowane. Bo on.. no wiesz… wykorzystuję ciche przyzwolenie na skok w bok.
-
Kto dał ci to przyzwolenie?
-
Ja sama – prychnęłam, jakby było to coś oczywistego. Zrujnowałam nastrój. A bez
koszulki wyglądał tak dobrze. Był może trochę za chudy, ale jego mięśnie były
wyraźnie zarysowane. Zwłaszcza abs. Dla takich mięśni brzucha się żyje. No i
jego lewe ramię pokryte było tatuażami. Tacy jak on powinni wszędzie chodzić
nago. Równo się zdekoncentrowałam. – Ej no, nie rób scen. I tak chcę z nim
zerwać. Przynajmniej tak oficjalnie, bo nie do końca dotarło do niego, że to
koniec. Może i nie powinnam tego robić przez smsa. Między tymi wszystkimi „lol”
i „lmao” trochę trudno rozpoznać, kiedy mówię poważnie. Nie, serio, on nie
przyjmuje tego do wiadomości.
-
Chcesz z nim zerwać przed czy po wysłaniu mu tego zdjęcia?
-
Nie jestem aż taką desperatką. Nie wyślę mu go.
-
Więc co zamierzasz zrobić?
-
Ustawię je sobie na tapecie i pójdę do ubikacji, pełna nadziei, że jego
zazdrosna natura nie oprze się… nie patrz tak na mnie! Kretyn zawsze szpera mi
w telefonie.
-
Typ zazdrośnika, doskonale!
Otworzyłam
usta, żeby coś powiedzieć, ale słowa same ugrzęzły mi w gardle. Szatyn zaczął
się ubierać. Zrobiło się nieco dramatycznie.
-
Chciałam tylko zabrać najprzystojniejszego faceta z baru do domu. Niestety on
odmówił, więc nie miałam większego wyboru… padło na ciebie.
-
Jak na mój gust potrzebujesz raczej terapii i rozmowy ze swoim chłopakiem.
-
Potrzebuję rozmowy, tak, spostrzegawczy jesteś. Może ty mógłbyś mnie wysłuchać?
Na
ten wieczór miałam jeden cel i rzeczywiście się obnażyłam, tylko że na tym
emocjonalnym szczeblu.
***
Odwlekałam
cały ten oficjalny moment zerwania tak długo jak tylko mogłam. Kiedy koleś
zrywa przez smsa, to wszystko jest jasne, ale jak dziewczyna próbuje zrobić coś
podobnego, to nagle zaczyna się kwestionować jej kondycję psychiczną. Pojawia
się tysiąc pytań typu: „dobrze to sobie przemyślałaś?” i wreszcie wiadomości z
prośbą o konwersację twarzą w twarz.
Jak
się okazało, Kyle wybrał dosyć szykowną restaurację na odbycie tej rozmowy.
Pewnie myślał, że ulegnę złudzeniu błyskawicznej zmiany w jego zachowaniu, no
wiecie, że niby zaczął się starać. Mogę zachowywać się jak skończony debil, ale
coś w tej głowie jednak mam. Od tego ciągłego przewracania oczami zakręciło mi
się w głowie. Przepuścił mnie przodem i odsunął dla mnie krzesło, ba on nawet
pomógł ściągnąć mi płaszcz, choć to ostatnie zrobiłam bardzo niechętnie. Nie
ubrałam się odpowiednio. Szczerze mówiąc, żeby go zniechęcić ubrałam się trochę
jak żona pastora. Gdybym tak bardzo nie przepadała za golfami, to pewnie
miałabym jeden na sobie. Nie wyglądałam wystarczająco elegancko, w dodatku
miałam na sobie trampki, co było już totalnym przegięciem.
Mój towarzysz za to
jak zwykle wyskoczył w skórzanej kurtce i obcisłych jeansach. Czy był
atrakcyjny? Owszem. Może nie odznaczał się egzotyczną urodą, ale był całkiem
uroczy. Chyba poleciałam na jego włosy, do których miałam słabość. Ich długość
była wprost idealna do tarmoszenia, no i oczywiście pozwalała na ułożenie
nieskazitelnej fryzurki bad boya. No i te jego brązowe oczy. Wyłupiaste z lekko
miodowym nalotem tuż przy źrenicach. Czy to był odpowiedni moment na rozpływanie
się nad jego wizualnymi walorami? Pewnie nie.
Dosyć szybko Kyle
wypatrzył na drugim końcu sali swoją siostrę. Świetnie. Teraz musiałam z nim
zerwać przy świadkach, bo naturalnie wpadł na genialny pomysł, żeby się do niej
dosiąść. Jej tajemniczy partner podobno przebywał właśnie w toalecie. Myślałam,
że osiągnęłam szczyt skrępowania, ale dopiero, kiedy zauważyłam znajomą,
trójkątną mordę zbliżającego się do naszego stolika typa, zrozumiałam, że to
jeszcze nie koniec złych wrażeń.
Od
razu złapałam Conora za ramię i poprosiłam go na słówko. Odeszliśmy zaledwie
kilka metrów dalej, więc nadal mieliśmy dobry widok na nasz stolik, ale jako że
odległość między mną a moim eks była niewielka, musieliśmy mówić półszeptem.
-
To jest twój były?
Głośno
westchnęłam, patrząc w sufit. Nie wiedziałam co zrobić, ani którędy uciekać. Po
serii siarczystych przekleństw, spojrzałam na niego błagalnie, przygryzając
dolną wargę.
-
On nie może się o niczym dowiedzieć.
Szatyn
przytaknął. Miałam lekki atak paniki, więc oburącz złapałam się za brzuch,
próbując uspokoić oddech.
-
Ustawiłaś w końcu tę tapetę? – podrapał się po głowie, uważnie mi się
przyglądając. Przez chwilę przecząco kręciłam głową, ale ostatecznie pokornie
przytaknęłam. – Wydaje mi się, że wszystko poszło zgodnie z planem.
Niechętnie
się obróciłam, jak się okazało tylko po to, żeby zobaczyć jak mój chłopak
odstawia znajomą komórkę i zaczyna się do nas zbliżać z prędkością światła.
-
Jaki do cholery jasnej jest twój problem? – Kyle wtargnął pomiędzy mnie i
mojego rozmówcę, a ja nie śmiałam się mu sprzeciwić, kiedy zasugerował, żebym
się odsunęła. – Najpierw pieprzyłeś się z moją dziewczyną, a teraz robisz to z
moją siostrą?
-
Sandra to twoja siostra?
To
ostatnie zdanie, jakie padło z ust Conora zanim zgiął się w pół, zasłaniając
twarz dłonią. Sama nie wiem kiedy padł ten prawy sierpowy. To działo się tak
szybko, a jednocześnie w zwolnionym tempie, dokładnie jak na filmach akcji. Za
ten mały akt przemocy Kyle został wyproszony z restauracji, a siostra wyszła
razem z nim, więc chcąc nie chcąc na placu boju zostałam sama z ofiarą. Dwa
kroki w przód, trzy do tyłu, obrót, obgryzanie paznokci – nie bardzo wiedziałam
jak zabrać się za reanimację, z powodu anginy przegapiłam zresztą kurs
pierwszej pomocy dobrych kilka lat wstecz. Prawdę powiedziawszy bałam się
również, że zachlapie mi trampki albo jasne spodnie. Żarty o wpadce z okresem
nie miałyby wtedy końca. Krzepiąco poklepałam go po ramieniu, a ten spojrzał na
mnie trochę tak, jakby obwiniał mnie za wszelkie niepowodzenia życiowe.
Dosłownie kipiał irytacją. Dostrzegłam, że nieznacznie pulsowały mu skronie jak
u konia wyścigowego. To, że był sfrustrowany nie podlegało dyskusji, ale mały
włos dzielił go od wpadnięcia w furię, a to oznaczało, że musiałam coś zrobić,
żeby nie daj Boże nie wyżył się na mnie.
-
Niezręczna sytuacja.
-
Myślisz? – prychnął chłopak, powoli się prostując. Podałam mu serwetkę. Miałam
szczerą nadzieję, że kiedy odsłoni w końcu twarz, to jej widok nie przyprawi
mnie o mdłości. Nie było tak źle. Głównie dlatego, że takie rzeczy ani trochę
nie napawały mnie obrzydzeniem. Nieźle oberwał. Mimowolnie się skrzywiłam, ale jakimś
cudem zmusiłam się do humanitarnego gestu otarcia strużek krwi, zatrzymujących
się na jego górnej wardze.
-
Przynajmniej był zazdrosny.
-
Wiedziałem, że przyniesiesz mi kłopoty. Obiecaj, że będziesz się trzymać ode
mnie z daleka.
-
Obiecuję.
Ze
spuszczonym łbem, niczym skarcone szczenię opuściłam lokal. Miałam nadzieję, że
po całym tym zamieszaniu nie dojdzie do żadnej poważnej rozmowy, w końcu takową
wypadałoby przeprowadzić na spokojnie i bez świadków. Najwyraźniej Kyle nie
podzielał mojego zdania, bo gdy tylko wdepnęłam w kałużę, a bezlitosny wiatr
zaczął targać moimi włosami na wszystkie strony, ten zablokował mi drogę
ucieczki. Osaczył mnie tą swoją męską posturą, parującym z niego testosteronem,
intensywnym zapachem perfum, które kupiłam mu na urodziny i pełnym wyrzutu
spojrzeniem.
-
Masz mi coś do powiedzenia, Emmo? – wycedził, rozglądając się na wszystkie
strony. Chyba uderzyłam w jego ego. Nie chciał, żeby ludzie wiedzieli, że to ja
z nim zerwałam. Nie zostawia się kogoś takiego jak on, zwłaszcza, kiedy jest
się kimś takim jak ja. – Zawsze kończymy razem, zawsze.
-
Ile razy mam ci powtarzać, że to koniec?
-
Może lepiej zacznij od uzasadnienia.
-
Tu nie chodzi o ciebie, tylko o mnie. Nie zasługuję na ciebie. Potrzebuję
trochę przestrzeni.
-
A coś mniej oklepanego?
-
Nie obracaj tego przeciwko mnie – westchnęłam ciężko, chowając ręce do
kieszeni. Niemiłosiernie drżały mi dłonie. Ogólnie miałam chyba stan
przedzawałowy, ale nieważne. Postanowiłam zachować kamienną twarz. – To nie
moja wina. Wiem o tym ja, wiesz o tym ty, wie o tym twój najlepszy przyjaciel i
w końcu wie o tym laska poznana w klubie jakieś dwa tygodnie temu. Mam
wrażenie, że wiedzą o tym wszyscy, tylko ja jak zwykle dowiedziałam się jako
ostatnia. Moja rada dla ciebie: uważniej dobieraj znajomych.
Najdziwniejsze
w tym wszystkim było to, że nie byłam zła, przygnębiona, czy załamana. Czułam
ulgę porównywalną do tej, którą przypuszczalnie odczuwałaby osoba opętana po
finalnym egzorcyzmie. Pozbyłam się swojego demona, chciałoby się rzec: demona
seksu. Byłam wolna, tylko że nie do końca wiedziałam co miałabym z tą wolnością
zrobić.
-
Słuchaj, skrzywdzenie cię nigdy nie wchodziło w grę, dobra? Byłem kompletnie
pijany. Ty za to zrobiłaś to z premedytacją, poniekąd jestem to w stanie
zrozumieć - byłaś wściekła, nie myślałaś trzeźwo. Jesteśmy kwita. Domyślam się,
że potrzebujesz czasu, ale nie skreślaj mnie definitywnie. Kocham cię.
Kulminacyjny
moment. Coś jakbym pozwoliła demonowi wrócić. Ludzie umierają podczas
egzorcyzmów. To rzeczywiście wykańcza.
Rozpadałam
się całkowicie, kiedy wypowiadał te słowa. Nie wiem co było ze mną nie tak. Pod
fasadą zimnej suki byłam w gruncie rzeczy nieśmiałą sierotą, której wydawało się,
że na niego nie zasługuje. I nagle to ja byłam tą winną. Wyrzuty sumienia
przybrały imię Conora. Prawie to zrobiłam.
Rutger
miał racje. Powinnam z nim zamieszkać w tej zapyziałej norze gdzieś we
wschodnich Niemczech.
***
Patrzyłam pod nogi,
słuchając Oasis i katując się pesymistycznymi wizjami i dosłownie w ostatniej
chwili dostrzegłam mijającego mnie znajomego.
-
Kieran? – pisnęłam niepewnie, mierząc go z góry na dół. Twarz się zgadzała,
postura się zgadzała, przynajmniej w teorii, bo nie widziałam go już od
dłuższego czasu, niech mnie gęś kopnie, nawet jego fryzura była prawie
identyczna, zresztą nie mogłam się pomylić. Jego wygląd był dosyć specyficzny z
tą jego niedorzecznie równiuteńką linią włosów, uśmiechem na pół twarzy i
ciemnym kolorem skóry, którego jako osoba o karnacji kartki papieru (dobra,
może trochę przesadzam), zawsze mu zazdrościłam.
-
A ty jesteś… - spojrzał na mnie jak na psychofana, po czym z brwiami
uniesionymi maksymalnie ku górze, dokonał wstępnych oględzin mojej osoby.
-
Emma? - podsunęłam mu, świadoma tego, że minęło ładnych kilka lat od naszego
ostatniego spotkania, aczkolwiek nieco obrażona, bo przecież nie mógł o mnie
tak po prostu zapomnieć. Najgorsze było to, że samo imię niewiele mu mówiło.
Dalej patrzył na mnie jak na małpę w ZOO. – Emma od Ryana. W sensie jego siostra.
Nic ci to nie mówi? Emma Reed. Teraz świta?
-
Wow – jęknął cicho, uważnie wertując mnie wzrokiem. – Wow – powtórzył, kręcąc
głową z niedowierzaniem. – To oficjalne. Nie masz już dwunastu lat.
-
Gdy widzieliśmy się po raz ostatni, miałam jakieś siedemnaście lat.
-
Być może, ale Jezu, ty…
-
Ewoluowałam.
-
Właśnie. Zawsze byłaś po prostu małą siostrzyczką Ryana, a teraz… - zaśmiał
się, zakrywając usta dłonią. I znowu to świdrujące spojrzenie. – Może skoczymy
na kawę?
Zaproszenie
na kawę z pewnością potwierdziło tezę, że się postarzałam. W pewnym sensie mi
to imponowało. Poczułam się taka dorosła, choć w głowie jak wiadomo nadal
miałam jedno wielkie pstro. Nie przywykłam jeszcze do rozrywek osób dorosłych.
Potajemnie oglądałam filmy Disneya i przekonywałam samą siebie, że w jakiś
sposób zatrzymam okrutny czas i nigdy nie przekroczę magicznego progu trzydziestki.
Kiedy Gibbs stwierdził, że ma ochotę na espresso i zapytał czy zamówić dwa razy
to samo, bez zawahania przytaknęłam. Do odważnych świat należy, no nie? Po raz
pierwszy w życiu piłam normalną kawę, bez kitu. Wcześniej jeśli już mi się to
zdarzało, to dolewałam do niej taką ilość mleka, że w smaku ani trochę nie
przypominała tego, co w kawiarni ledwo przechodziło mi przez gardło, a co Kieran wlewał w siebie, ku
memu zdziwieniu nawet się nie krzywiąc. Chyba wolałam kawę zbożową.
Moja
pierwsza porządna kawa w życiu i trafiło na aromatyczne, pełne smaku i
cholernie gorzkie espresso, bo przecież cukier, który stał przy kasie był dla
słabeuszy. Tak naprawdę nawet go nie zauważyłam, ale nieważne. Czułam się taka
dorosła, taka pobudzona. Jak nigdy. Chyba zaczęłam pojmować fenomen picia kawy
o poranku. Mleko najwyraźniej tłamsiło jej potencjał.
Rozentuzjazmowanie,
jakie towarzyszyło mojej pierwszej w życiu degustacji espresso skłoniło mnie do
refleksji. Może jednak nie zmieniłam się tak bardzo.
-
Nadal masz taki okropny gust muzyczny? – zagaiłam, ciurkiem wypijając resztę
gorącego napoju. Serio dawał niezłego kopa. Byłam pod wrażeniem. Po raz
pierwszy w moim dwudziestoletnim życiu czułam się naprawdę obudzona. Kofeina
zdołała nawet obudzić stare wspomnienia.
-
Zabawne, że poruszyłaś ten temat, bo nadal dokładnie pamiętam twój wykon
„Schrei” z repertuaru Tokio Hotel – uśmiechnął się szeroko, napawając się
widokiem mojej porażająco purpurowej twarzy.
-
Myślałam, że nikogo nie było wtedy w domu – ukryłam twarz w dłoniach, układając
usta w podkówkę. – Wiesz co jest w tym wszystkim najgorsze? W pewnym sensie…
całkowicie się w tobie podkochiwałam i nie mam pojęcia dlaczego ci o tym mówię,
proszę, zmień temat zanim doszczętnie się pogrążę. To miał być sekret.
Jedno
z niewielu naszych wspólnych wspomnień i od razu takie upokorzenie. Tego typu
wpadki z przeszłości spędzają mi sen z powiek i jak na złość przypominam sobie
o nich o trzeciej nad ranem, po czym leżąc w pozycji embrionalnej muszę
przekonywać samą siebie, że „to nic takiego”. Nie chodzi już nawet o to, że się
wciąż się przejmuję, ale jak już zaczynam myśleć o tych sprawach, to mój
biedny, znerwicowany organizm zaczyna odtwarzać ówczesne emocje wraz z
mechanizmem wypierania i uczuciem dyskomfortu w żołądku.
-
Spotykasz się z kimś?
-
Nie. Nie wiem. Może. Tak jakby. W pewnym sensie – wydukałam, kompletnie zbita z
tropu. Jego ciekawość była dosyć podejrzana. Nie bardzo wiedziałam co o tym
myśleć, ani tym bardziej jak odpowiedzieć na pytanie, które w ogóle nie powinno
paść z jego ust.
-
To Ryan jeszcze nie skręcił temu typowi karku? Dziwne – prychnął, zerkając na
zegarek. – Kurczę, trochę się zasiedziałem, ale naprawdę dobrze cię widzieć.
Zastanawiałam
się, czy poszedł sobie tak szybko, bo rzeczywiście się spieszył, czy może
niepotrzebnie poruszyłam tak durny temat już na pierwszym spotkaniu. Z drugiej
strony zostawienie mnie tam na pastwę losu zaraz po tym jak poniekąd
przyznałam, że się z kimś widuję również nie było szczytem taktownego
zachowania. Dlaczego w ogóle to powiedziałam? Czyżbym podświadomie znowu
odgrywała scenkę rzekomej niedostępności? Taką ewentualność jakoś bym zniosła.
Gorzej jeśli w najdalszych zakamarkach mojego popieprzonego umysłu rozważałam
możliwość powrotu do Kyle’a. To oznaczałoby, że byłam na skraju załamania
nerwowego. Coś jakbym przechodziła kryzys wieku średniego, dużo za wcześnie co
prawda, ale historia zna nie takie przypadki jak mniemam.
____________________________________________
Jestem złą kobietą, ale mam
nadzieję, że się podoba (chociaż troszkę??).
Naturalnie nic nie jest takim
jakim się wydaje, będę regularnie mieszać i kombinować, no i oczywiście nie
myślcie sobie, że po pierwszym rozdziale wiecie już jak to się skończy, albo
przynajmniej „znacie ten schemat”, bo możecie się grubo rozczarować, znając
mnie :3 /KAROLLA WIE O CZYM MÓWIĘ LMAO/
Na pewno Emma troszeczkę przypomina Claire, ale to dlatego, że mam skłonność do przekazywania bohaterkom moich pewnych cech. Postaram się jednak, żeby jej wpadki były bardziej spektakularne, riposty bardziej cięte, a żarty bardziej niesmaczne.
Na pewno Emma troszeczkę przypomina Claire, ale to dlatego, że mam skłonność do przekazywania bohaterkom moich pewnych cech. Postaram się jednak, żeby jej wpadki były bardziej spektakularne, riposty bardziej cięte, a żarty bardziej niesmaczne.
AAAAAA
OdpowiedzUsuńMOJA MIŁOŚĆ DO CHEMII
JUŻ MIŁOŚĆ DO TEGO MALEŃSTWA
zabieram się za to cudeńko, fajne, bo wydaje się całkiem przyjemnie długiee! :D
Kyle! No koleś ma na imię Kyle, a ja go nie lubię!!!!! Ale to życie zaskakujące bywa.
UsuńConor jest przystojny, seksowny, chciał uprawiać z nią dziki seks i go lubię.
A koleś od kawy (Kieran?) jest średniawka, nawet jesli lubię te wszystkie słodkie historie w stylu: "STO LAT CIĘ NIE WIDZIAŁEM, KRĘCISZ MNIE TERAZ, A BBYŁAS TAKA MAŁA I SŁODKA" no wiesz, słodko na maksa.
No.
Emma przypomina Claire i chyba nawet przypomina trochę Lucy, ale jest bardziej dorosła, popieprzona, więcej myśli, ma większe branie i uprawia seks.
Fajnie, podoba mi sie to.
Aaaa
i wiesz
jak znowu z mojej miłości tego opowiadania zrobisz dupka to będę zła
hihi
no to czekam na następny!
Buziak :*
Dude, 4 razy zmieniałam mu imię i w końcu stwierdziłam, że będzie jak Kyle Simmons. Wcześniej miał być Alex, Matt (mam coś do tego imienia, kurka zawsze muszę gdzieś wpleść Matty'ego) i nie pamiętam co tam jeszcze.
UsuńWygoogluj sobie Conora Hendersona i Kierana Gibbsa. Będziesz wiedzieć o czym mówię.
Słodko na maksa, dlatego tak ciężko mi się to pisało (wiesz jak kocham te wszystkie szablonowe historyjki :')))) aczkolwiek fragment jest inspirowany true story także wiesz, nie burz się od razu. I jeśli myślisz... MYLISZ SIĘ co do nich.
A co, Conor to Twoja miłość?
Chyba jeszcze nie wybrałam obiektu westchnień, Jack wciąż jest w moim sercu.
Usuńhahahahaha
dobra serio jak psychopatka haha
a Conor... rzuciłabym się na niego, hihi
No wiem, słodkości to... słodkości, ja dlatego mam problem z napisaniem rozdziału bo przecież ma być słodko i słodko i słodko...
ja nic nie obstawiam (jeszcze) więc na razie sie nie mylę, uff hahahaha
Iii masz ostro pochrzanione godziny, to dezorientujące : o
UsuńMimo wszystko sugerowałaś, że Kieran leci na Emmę xD
UsuńEhh w ogóle tych pierwszych kilka rozdziałów, kiedy musisz takie podstawy opisywać jest najgorsze. Chcę już być na 10 chociaż.
Emma jak najbardziej przypomina Claire, ale to nic złego. Uwielbiam twoje bohaterki, ich rozmowy ze samą sobą i w ogóle ich jakby to nazwać... niezdarność? :>
OdpowiedzUsuńEmma skradła moje serce od początku, robiąc zdjęcia Conorowi. Ale co jej się dziwić, przecież Conor to ciacho jakich mało :>
'' - Jaki do cholery jasnej jest twój problem? (...) Najpierw pieprzyłeś się z moją dziewczyną, a teraz robisz to z moją siostrą?'' BIEDNY CONOR, OD POCZĄTKU PROBLEMY XD
Na marginesie, interesuje mnie wątek, o ile to w ogóle jest wątek Rutgiera. Taki kumpel z Niemiec to może być niezła przygoda xd
Z drugiej strony jest Kieran. (btw. to Kieran będzie tym dobrym i uroczym, co?). Młodzieńcza miłość? Jeju na prawdę wspaniale się zapowiada :> Nie mogę się doczekać następnego rozdziału, pozdrawiam.
Dziękuję <3
UsuńMuszę skomentować każdy rozdział po kolei, bo Word nie chce mi się otworzyć, a znając blogspota, zaraz coś wykombinuje i wszystko zniknie. Nigdy nie potrafiłam pisać komentarzy, za co już na wstępie przepraszam.
OdpowiedzUsuńEmma jest intensywna, takie pierwsze skojarzenie. Zupełnie się tego nie spodziewałam. Taka petarda - odpalasz i nie wiesz, gdzie poleci. W jej przypadku nigdy nie wiadomo, co wykombinuje albo w jakie tarapaty się wpakuje. Lubię pisać o szarych myszkach, ale czytać o takich właśnie lekko niezrównoważonych, więc już mi się podoba. Na temat panów jeszcze się nie wypowiadam, idę dalej, ale Kyle'a nie lubię. Tylko jeszcze nie wiem dlaczego. Dziwne.
Jako typowa szara myszka właśnie postanowiłam sobie, że Emma trochę na przekór musi zyskać na przebojowości. Jest psychiczna, nie bójmy się użyć tego słowa.
UsuńA Twoje komentarze są bardzo budujące i czytam je z uśmiechem na twarzy.
Boże to jest świetne. To jest genialne. Strasznie zabawne. Nie mogłam oderwać oczu od tekstu. Takie lekkie i przyjemne.
OdpowiedzUsuńJuż lubię Emmę. Świetnie ją wykreowałaś. Jej dialogi, przemyślenia, sposób bycia - po prostu cudo. Conor - już go lubię, Kierana nawet. Wykonałaś niezłą robotę. Naprawdę bardzo dobrze ich wykreowałaś, każdego bohatera, to jest kolejny powód dlaczego twojego opowiadania się nie czyta, a wręcz pochłania. :)
Scena z robienie zdjęć - świetna, w zasadzie jak cały rozdział. Nie ma tutaj niczego, co nie spodobałoby mi się. Po prostu nic dodać nic ująć. Masz ogromny talent. Chyba przez cały dzień po głowie będzie mi chodzić twoje opowiadanie. Jeszcze dziś mam zamiar przeczytać kilka następnych rozdziałów, aby być na bieżąco i obserwuję.
To jest tak dobre, że brakuje mi odpowiedniego określenia.
Życzę dużo weny :)
Pozdrawiam:)
Zapraszam do siebie: http://ourangelsalwaysfall.blogspot.com/